Wtedy wszystko się zawaliło. Myślenie, że Michał zrobił błąd w przeszłości nie wpłynie na teraźniejszość było kłamstwem. On wcale się nie zmienił, był tym samym facetem, tym samym pieskiem, który chodził i zaspokajał niewyżyte kobiety. Ta historyjka ze zmienianiem się była jednym wielkim kłamstwem. Jak mogłam uwierzyć osobie, której nie znam. W sumie myślałam, że znam Michała, myliłam się. Tylko jedno pytanie, skąd on wiedział, że moi rodzice mają nie mały majątek? Na pewno ode mnie się tego nie dowiedział, nawet nie pokazywałam czegoś co by mogło go naprowadzić na ten trop. Czyżby Max?
- Skąd wiedziałeś, że jestem bogata? – zapytałam przez łzy, opierając się biodrem o kuchenny stół.
Na odpowiedź czekałam wieczność, przynajmniej dla mnie tyle to trwało. Gorące łzy spływały po moich policzkach, a następnie chłodne płynęły dalej po szyi. Dłoń zacisnęłam w pięść, powstrzymując się, żeby przypadkiem nie przywalić „mojemu” chłopakowi w twarz. Długie paznokcie zadawały powolny ból, wbijając się w rękę. Z pola widzenia zniknął mi Piotr, pewnie stwierdził, że lepiej w to się nie mieszać. Moje oczy jakby zaszły mgłą i mrokiem, nie widziałam nic, może nie chciałam nic widzieć. Jednak czułam głębokie wdechy i szybko bijące serce Michała. A po chwili jego rozgrzane dłonie poczułam na ramionach, nie wiem co tym gestem chciał naprawić. Wszystko co do niego czułam zniknęło w ułamku sekundy i nie wróci.
- Nie dotykaj mnie. – wyszeptałam, czując jego oddech przy uchu. – Nie jestem już Twoją zabawką.
- Daj mi wszystko wytłumaczyć. – Jego ciepły oddech nadal działał na mnie tak samo, nawet jak starałam mu się opierać.
Wziął mnie za rękę i poprowadził gdzieś na zewnątrz. Gdy drzwi się otworzyły poczułam uderzenie chłodu i przyjemne powietrze otuliło moje ciało. Pod stopami czułam trawę. Moje cieniutkie japonki, które nosiłam po domu zdradzały każdy kamyczek, gałązkę, ziemie pod moimi butami. Dałam się prowadzić tak jakbym miała opaskę na oczach. Przeważnie czekała na mnie wtedy jakaś niespodzianka, teraz teoretycznie było podobnie. Miałam wysłuchać tego co Michał ma mi powiedzieć i pewnie uwierzyć w to. Będę w stanie uwierzyć w kłamstwa, a może to jednak prawda?
Usiedliśmy na miękkiej trawie za domem. Nie wiedziałam, że istnieje tutaj coś takiego. Byłam tutaj dopiero kilka dni i nie zwiedziłam jeszcze całej okolicy. Usiadłam po turecku i spojrzałam na mojego chłopaka. Jego wzrok wędrował gdzieś daleko za mnie, był zamyślony, obecny przy mnie tylko ciałem niczym więcej. Myśli, uwagę, dusze skupiał gdzieś dalej niż ja mogłam sięgnąć. Przyglądałam mu się i próbowałam w myślach jakoś zrozumieć jego postępowanie, starałam się. Naprawdę się starałam…
***
- Jeszcze nie zrozumiałeś, że zrywam ten głupkowaty zakład? – wściekłość w głosie chłopaka było słychać w całym tunelu.
Miejsce spotkań wszystkich osób, które należały do Maxsa. Nie ujawniał się, nie pokazywał się. Był czymś nie osiągalnym dla policji oraz większości ludzi. Jednak jeśli ktoś szukał go, to i tak wiedział gdzie go znajdzie. Pewny siebie mężczyzna, sprawujący władzę nad wieloma kobietami i mężczyznami. Oddali swoje ciała za pieniądze, które im oferował. Nikt z nim nie negocjował, nie kłócił się. Zawsze dostawał to czego pragnął, pożądał, chciał. Wszystko mogło być jego, tylko poza jednym mężczyzną.
Ciemnym blondynem, silnym, decydującym o tym co chce robić, jak, gdzie i kiedy. Był słabszą kopią jego samego. Max to ciemno włosy bóg. Jego matka jest Angielką, a ojciec Koreańczykiem. Jego uroda powalała na kolana i doprowadzała do szaleństwa nie jedną kobietę. Podobało mu się to jak działa na kobiety, jeden dotyk, a one już lądowały w jego ramionach, gotowe na wszystko.
Tak właśnie wyglądał ten okrutny świat. Michael był dla niego dobrą zdobyczą, którą mógł wykorzystać, niestety to szybko minęło.
- Nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak zrywanie zakładów. – zaśmiał się, chcąc pokazać, że jego słowa nic dla niego nie znaczą. – Zakład to zakład. Są i przegrani i zwycięzcy. Może czas ponieść porażkę, drogi kolego.
Max cały czas miał w pamięci słowa jego brata, nie może go wplątać w żadne zaspakajania obcych kobiet. Nie może też zrobić z niego geja, co by i tak nie przyniosło żadnego efektu. Peter był jedyną osobą, której bał się szef całego nocnego życia. Jedyna osoba, która jednym palcem mogła by doprowadzić do upadku tego całego cyrku i wykorzystywania. Tyle lat niepokoju, strachu, że może właśnie jutro wszystko się skończy i on zostanie z niczym. Dlaczego nie zrobił tego na samym początku? Mógł od razu wydać to co ma na niego i nikt by bardziej na tym nie ucierpiał niż on sam. To tylko pytania bez odpowiedzi, nigdy już nie usłyszy na nie odpowiedzi. Czas zamknął przeszłość i żyć teraźniejszością, by nie bać przyszłości.
- Przypomnę Ci, że ja nie przegrywam, tylko zrywam zakład. To jest wielka różnica. – z wyższością patrzył na mężczyznę, który był od niego o pół głowy niższy. Jednak w jego oczach nadal była pewność siebie.
- Zrywanie zakładu to tak samo jakbyś przegrał. Nie mów tylko, że się w niej zakochałeś. – przechylił głowę na bok i przyglądał mu się. – Te bogaczki nie mają serc, dobrze o tym wiesz. – poklepał go po ramieniu, jakby byli dobrymi przyjaciółmi.
W głowie Michaela wracały sceny wtedy kiedy pierwszy raz zobaczył zdjęcia Isabelli. Uśmiechniętej blondynki, z słodkim uśmiechem, wesołych oczach. Idealnej kobiety, która mogła by być przy jego boku. Już wtedy wiedział, że ten zakład nie będzie nic dla niego znaczył. Na samym początku chciał go już zerwać, ale nie umiał. Bał się, że jeżeli pokłóci się z Maxsem, może stracić poznanie swojego ideału już na zawsze. Mijały miesiące, a oni się poznawali. Michał nawet nie myślał, żeby wykorzystać ją i zostawić. Chciał założyć z nią rodzinę. Po nocach śniło mu się ich idealne życie, bez Maxsa, tajemnic, smutków. Sama radość, szczęście, zaufanie. To co już dawno powinien znaleźć w dziewczynie. Jednak żadna nie urzekła go tak jak ona. Isabella stała się dla niego całym życiem, chociaż, że widział ją tylko na zdjęciu.
***
- Nie miałem nigdy zamiaru potraktować Cię tak jak on chciał. Był to tylko zakład, który cały czas chciałem zerwać. – mówił bardzo cicho, ledwo słyszałam jego głos. Musiałam przybliżyć się do niego, ocierając się kolanami o jego. – Kiedy zobaczyłem zdjęcie, na którym byłaś Ty, od razu się zauroczyłem. Tak wiem, że to głupie, jak można się w kawałku papieru zauroczyć. Mi się to jakoś udało. – uśmiechnął się delikatnie, chyba bardziej sam do siebie niż do mnie. Jednak ja odwzajemniłam uśmiech, kładąc mu rękę na kolanie. – Potem stopniowo zaczynaliśmy się poznawać, a ja stopniowo się zakochiwałem. W tych ustach, uśmiechu, słowach, gestach, ruchach, sposobie rozmawiania ze mną, w krótkich wiadomościach, mailach. – gdy to mówił patrzył mi w oczy, jeżdżąc kciukiem po mojej dłoni. – Wszystko było takie idealne, nigdy czegoś takiego nie miałem. Potem Twój przyjazd i przypominanie Maxsa o zakładzie. Wtedy wszystko pękło, zapomniałem, naprawdę o tym zapomniałem. Cały czas rozmawiając z Tobą nie miałem w głowie tego zakładu. Owszem, nie będę mówił, że nie chciał bym spróbować jak to jest być w Tobie, ale…
- Ej! Licz się ze słowami trochę. – pacnęłam go ręką w ramie, uśmiechając się. Taki kochany był próbując zgrywać pewnego siebie mężczyznę, a zarazem słodkiego chłopczyka, który nie wie co to seks.
- Ech, chciałem być szczery. – spuścił głowę i zaczął mówić dalej. – No to tak, chciałem to z Tobą zrobić, ale nie dla głupiego zakładu. Chciałem to zrobić dla nas. Wiedziałem, że jeżeli mi odmówisz, będziesz miała do tego powód, a ja będę musiał się bardziej o to postarać, żebyś mi zaufała. Mimo wszystko pragnąłem dać Ci bezpieczeństwo, wsparcie, żeby nam się udało. Razem.
I wtedy ujrzałam, na jego policzkach migającą w Słońcu łzę. Facet, który kiedyś sprzedawał swoje ciało, płacze. Nie wiedziałam jak zareagować. Przytulić go i powiedzieć, że będzie wszystko dobrze. A może jednak siedzieć i czekać czy coś jeszcze chce powiedzieć.
Podniosłam się delikatnie i usiadłam na jego kolanach, a on automatycznie je wyciągnął, żeby było mi wygodniej. Nie wiedziałam czy wierząc w jego słowa znowu nie popełniam błędów i to co mówił to kolejne kłamstwa, ale chciałam zaryzykować. Łzy pokazały mi, że jednak ma serce i mimo wszystko, w tym sercu musi być trochę miejsca dla mnie. Chciałam mu jakoś pomóc, wyrwać się z rąk Maxsa, ale na chwilę obecną nie wiedziałam jeszcze jak. Miałam tylko nadzieje, że jest jakieś wyjście z tego bagna. Niech tylko będzie dobrze i żeby Michał już nie musiał do tego wracać.
- Pomogę Ci, ale jeśli kolejny raz mnie okłamiesz wracam do Polski i wtedy pokaże co mogą zrobić bogate dziewczyny. – powiedziałam surowo, przytulając się do niego, wsłuchując się w niego nierównomierny oddech. Na plecach poczułam tylko jego ciepły dotyk i we włosach jakieś nie zrozumiałe słowa. Oby to już było po burzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz